środa, 10 czerwca 2009

Kobieta akwarelą

    Byłam na łące. Chmury sunęły szybko tuż nade mną, tuż nad przestrzenią zieleni leniwie rozłożonej na pagórkach. Zdaje mi się, że gdybym wtedy wyciągnęła rękę wysoko, stanęła na palcach, wytężyła siły... dotknęłabym nieba. Wiatr pochylał trawy swoimi ciężkimi podmuchami, przerzucał je to na jedną, to na drugą stronę. Dociskał do ziemi, by po chwili dać złudną chwilę wytchnienia. Pochylały się nieme i posłuszne ciszy bez nazwy, bez treści. Złej ciszy bierności. 
    Przechodził tamtędy pewien człowiek, którego twarz była twarzą świata i zakrzyknął jakby do mnie, jakby do nikogo: „Kobiety!...”. Trawa zadrżała niepewnie od usłyszanego dźwięku, chyba krawędziami styku zielnego ciała, niebieskiego nieba. Zamyśliłam się nad łąką, którą wciąż widziałam. Myślą dotykałam szeptu rozlanego nad czubkami trawy. Badałam uważnie. Po chwili dopiero dotarł do mnie krzyk tego człowieka. Krzyk pomieszanej pogardy z satysfakcją zwycięstwa. Spojrzałam za siebie, ale nikogo nie było. Ten o miliardach twarzy stał się niewidzialny, podstępnie nieobecny.
    Trawa szumiała razem z wiatrem. Tańczyła jak nie chciała, jak nie było jej miłe. A jednak tańczyła przekonana o konieczności podporządkowania się temu, który w garści trzymał sens i cel podmuchów. Skąd się w niej wzięło usilne dążenie do prawa słabości? Mimo tego udawała silną. Zderzenie z rzeczywistością każdego poranka kończyło się łzami rosy. Jeszcze trochę wytrzymać, a zmieni się wszystko. Bliżej nieokreślone wszystko bliżej nieokreślonym sposobem.
    Pierwsza kropla deszczu spadła na moje ramię, rozgrzane latem, uśpione słońcem. Szok termiczny dziewięciu milimetrów kwadratowych skóry przywrócił mi trzeźwość. Podniosłam oczy i spojrzałam w niebo, w las kropel, które spadały od Ojca w odpowiedzi na modlitwy sprawiedliwych. Niebieski deszcz. Moje ciało nagle i bez ostrzeżenia upadło na twardy grunt. Jednak zupełnie bez znaczenia okazał się ból rzeczywistości.
    Deszcz padał na mnie i na trawę. Czułam jak krople wsiąkają w moją skórę spragnioną, stęsknioną nieba, Jego obecności. Sukienka przylepiona do mnie deszczem, kształtem przypominała coś nowego, czego jeszcze nigdy nie widziałam. Ziemia i trawa piły zachłannie wodę, którą dostały w prezencie. Szum deszczu przegonił wiatr, zagłuszył jęki trawy, przyniósł ukojenie. Ziemia z wdzięczności zaczęła pachnieć. W powietrzu, tuż nad moim nieprzytomnym jeszcze spojrzeniem i ciężko pochylonymi trawami, unosił się zapach wolności.
    Słońce musnęło mnie swoim ciepłym ramieniem, zatańczyło na skórze niby baletnica. Ocknęłam się. Leżałam przez chwilę bez ruchu, szczęśliwa. Wśród słabej trawy, powstającej do życia po zaczerpnięciu deszczu i słońca, rodziła się we mnie na nowo. Nadzieja nieśmiało zachęcała mnie do uśmiechu. W moich włosach znalazła jakieś resztki wiary, które pozostały po trudnych, niechcianych czasach. Obie porwały mnie do tańca. Szybko wstałam by...
    Miałam przed sobą łąkę obsypaną kwiatami. Na moich oczach wygrzebywały się odważnie z ziemi, by po chwili wzbić się wysoko i zachwycić swoim pięknem. Nie mogłam uwierzyć, ale to działo się naprawdę!
    Kobiety, które widziałam jeszcze przed chwilą – trawy ugięte pod ciężarem codzienności, teraz były silne, piękne, zachwycające! Lśniły, a jednocześnie dobra cisza, która je otaczała, przynosiła błogi oddech codzienności. A ja?... Do tej pory jak one słaba. Suchy wiatr wysuszał skórę, czynił ją bladą, płytko oddychała, brakowało jej przestrzeni. Teraz z nimi... rozkwitłam?

     Zostawiłam w tamtym miejscu torebkę z milionem nieprzydatnych drobiazgów i wyruszyłam w podróż swojego życia. Sukienka wyschła szybko. Stopy pozbawione butów cieszyły się wilgotną obecnością ziemi. Pomiędzy muśnięciami i zapachem kwiatów zniknęłam na tle błękitnego nieba.
    Na tej łące byłam trawą.
    Na tej łące jestem makiem.

7 komentarzy:

  1. ładnie, pięknie jak to zwykle u Ciebie:P...

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie chwile stwarzają nas piękniejszymi niż każdego zwyczajnego dnia. Dają tą siłę i przekonanie, że można wszystko. Że świat jest naprawdę piękny i nie ma w nim miejsca na zło. Czasami, żeby iść do przodu trzeba się złączyć z największym dziełem Boga..

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy to Dag ^^ Bo nie wiem jak tu działa podpisywanie;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie napisane... Pozdrawiam Aniu serdecznie w nowym miejscu :) Kate

    OdpowiedzUsuń
  5. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za miłe słowa. A jeśli chodzi o Ciebie Dag. to cóż... ja też się trochę gubię. Wygląda na to, że nie można komentować komentarzy tutaj. Ale jeszcze mój młody wiek pozwala mi się przystosować do nowości. :) A jeśli idzie o Twój komentarz, to takie chwile, jeśli uda nam się zatrzymać je w sobie, czynią nas piękniejszymi na co dzień. Zawsze zachwycało mnie to, że kobieta nie jest piękna wtedy, gdy uchodzi za piękną w świecie (kolorowe czasopisma i kultura wyznaczają wzór piękna), ale kiedy czuje się ze sobą dobrze. Widziałam kobiety, które nie były ładne jeśli chodzi o obiektywną ocenę wyglądu, ale to piękno, które emanowało z wnętrza, ta łagodność, która zmieniała rysy twarzy, to czyniło jedną taką kobietę piękniejszą niż wszystkie kobiety z okładek Playboya razem wzięte. (Wybaczcie Panie z Playboya, ale kobiety, o których piszę nie dałyby się na pewno sfotografować... Ale dopóki żyjemy, wszystko można jeszcze naprawić.)
    Nie na temat? Ale tak mi leżało na nerce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny blog, pewnie bym na niego nie trafil gdybys nie zaczela obserwowac mojego. Podoba mi sie obrazowosc twoich tekstow. Jestem wizualista i najbardziej przemawiaja do mnie obrazy.
    Podoba mi sie tez bezposrednie przyznanie sie do Boga:). Ostatnio to rzadkie:)

    Jesli chodzi o komentarze - jesli komentujacy ma konto na bloggersie, to pojawi sie jego imie i link do jego strony. Jesli jest to ktos "niezrzeszony" to pojawi sie jako anonim.

    Pozdrawiam

    Marcin

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za dobre słowa. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń