piątek, 19 lutego 2010

Różowe trampki

Kupiłam sobie różowe trampki. Do pracy. Od czegoś trzeba zacząć jej poszukiwanie.

Trampki to tylko pretekst do określeń szerszych, głębszych i obfitszych. Jako kryterium poszukiwania owej mojej pracy wyznaczam swobodę myśli, przekonań i doboru strojów. Różowy trampek wydaje mi się przedmiotem uosabiającym złamanie kanonów obowiązujących. Garsonki, spodnie na kant, buciki na obcasie. Owszem, gdy ktoś lubi. Absolutnie nie, gdy ktoś lubi różowe trampki. Dalej... przypodobanie się poglądami, opiniami, komentarzami. Gdy ktoś lubuje się w kinie akcji ja pozostanę przy moich czeskich filmach, kinie lat wczesnych XX wieku i kiczowatych romansach, gdy mdlenie kobiet wyprzedza efektowny okrzyk, ręka przyłożona do czoła (łokieć odpowiednio wysoko) i łukowate wygięcie ciała, by uwydatnić sylwetkę idealną.

Oczywiście, któż patrzy na upodobania kinematograficzne. Homoseksualizm, aborcja, eutanazja. Pan Tusk, pan Kaczyński, Prezydent RP, może PSL, może nic, może PiS, może PO, może pan Sikorki albo i nie. Mieszanka wybuchowa. Ale ja nie zrezygnuję z moich różowych. Przy całym szacunku dla Twojej elegancji.

Konfrontacja z rzeczywistością. Słychać trzaski, odgłosy walki. W powietrzu fruwają różowe trampki. Cisza. Na scenę wychodzi Autorka. Bez butów. Siada po turecku. Poobijana, ale z zaciętym spojrzeniem przyciąga do siebie rozrzucone po scenie buty.

Kryterium szukania pracy. Pieniądze. Trzeba utrzymać rodzinę. Czy to smutne? Raczej mądre. Brzmi smutno. Tak, ale tylko z perspektywy ideałów, które nas nie nakarmią. I których wcale nie musimy porzucać, lecz może z każdą decyzją kłaść na szali za i przeciw. Można stać twardo za tym, w co się wierzy. Można głośno mówić, co jest według nas ważne. Można przy tym ubierać mniej agresywne obuwie. Niepopularnie, na rzecz drugiego człowieka, na rzecz budowania razem.

Autorka wstaje, przewiesza różowe trampki przez ramię. Odchodzi. Na bosaka.

niedziela, 7 lutego 2010

Inspired by T&D

Chcę pracować. Długo, nieznośnie długo. Bez przerwy, bez wytchnienia. Stawiać sobie nowe wyzwania i je realizować. Robić, robić, robić. Poznawać, czytać, pisać, zgłębiać. Dość już gnuśnego odpoczynku. Ale to nie najważniejsze. Bo pod przykrywką robienia jednak kryje się więcej. Co więcej? Więcej.

Czy można chcieć wziąć życie na serio? Nie romantycznie, jakby nic naprawdę nie istniało? Czy można nie chcieć żyć w ułudzie? Ułuda jest piękna. I myślałam zawsze, że gdyby tylko udało mi się w niej żyć, nie krzywdząc nikogo, wciąż pozostając odpowiedzialną... Mogę tak, bo ciągle „życie” mnie oszczędza. Ale, czy można nie chcieć słodkiej ułudy, gdy można sobie na nią pozwolić?

Chcę życia i jego ciężaru. Chcę podejmować decyzje trudne i brać na siebie ich skutki. Chcę widzieć świat jako zbiór skomplikowanych ludzkich historii. Chwil szczęścia i upadków człowieka. Po co? By zobaczyć, jak powstają. Jako herosi, wojownicy. Czy to nie kolejna ułuda?

Podjąć decyzję tak, że nawet, gdy przyniesie to wiele bólu i trudności, będę w stanie unieść się ponad to i zebrać konsekwencje. Do kieszeni swoich doświadczeń. Bo wiem, że tak jest dobrze.

Żadna perła nie rodzi się bez poświęcenia.