środa, 20 stycznia 2010

Wbrew prawom mojej fizyki

Tęsknię. Za tym miejscem, za blogowaniem, za nazywaniem rzeczy „na około” lub inaczej, co brzmi zbyt brzydko, by to przytoczyć, a co mój kolega w przypływie szczerości mi oznajmił. Tęknię za próbą ubrania w słowa uderzeń kropli o parapety myśli. I kiedy piszę, tęsknię jeszcze bardziej i odkrywam miejsca, które są we mnie jeszcze żywe, a o których myślałam, że już umarły.  

Kiedy nie piszę, rzeczy wciąż istnieją. A jednak są takie szare, takie nieuchwytne. Słowa odpowiednio połączone są jak zdjęcia, które zatrzymują chwile, by móc się nimi nacieszyć. Słowa to mój dom bezpieczny. Słowami tworzę przestrzeń świata, który jest tylko mój. I prócz Boga nikt nie ma prawa ich tknąć. Prócz Boga kochanego, który mnie przywrócił życiu i zamienił moje chmurne słowa w jasne myśli o spełnieniu.

Nieuchronnie zbliżam się do miejsca odpowiedzialności i realizacji tego, co ma dla mnie Bóg. Cudownie i niewyobrażalnie jednocześnie. Jakbym chodziła z zamkniętymi oczami po linie rozciągniętej tuż nad przepaścią. Lecz co z tego, skoro jest mój Bóg? I co to będzie po drugiej stronie? Ja? Tam? :)