Dzisiaj znów to odczułam. Jakbym była bohaterką powieści.
Pożółkłe i pobrązowiałe liście snuły się poboczem drogi, gdy jechałam
autobusem, wpatrzona w drzewa, wpatrzona w te liście. Tak jakby ktoś właśnie o
tym czytał. Że ona jechała. Ja byłam tą "nią".
Takie momenty jeszcze w podstawówce pozwalały mi przetrwać
najtrudniejsze chwile. Gdy obowiązki były nie do zniesienia, uciekałam w świat,
który nie istniał. Nie po to, by uciec również od odpowiedzialności. Lecz by
zmniejszyć choć trochę ciężar życia. Pamiętam, jak przed klasówkami nuciłam
piosenkę AMJ o Joszku Brodzie. Moment, i już mnie nie było wśród uczniów. Byłam
wolna.
Dzisiaj to samo odczucie powróciło, choć nie jest już w
stanie zagłuszyć bólu. Może co najwyżej dać sekundę oddechu. Od zachwytu nad
kolorem liści do momentu świadomości, kim jestem i gdzie jestem, zdarza się
chwila wytchnienia. Czy to sekunda, czy to jej ułamek, jestem za ten czas
wdzięczna.
Ja - bohaterka powieści. To daje złudną nadzieję, że jeszcze
się obudzę - bazgram na kolanie, na odwrocie pocztówki. Bez adresata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz